Lista artykułów:
Płace
Jak co roku załoga naszej firmy oczekuje wzrostu wynagrodzeń dla pracowników. I jak co roku przedstawiciele pracodawcy i pracowników zasiadają do rozmów w tym temacie. I jak co roku rozmowy są trudne, a w tym roku nawet jeszcze trudniejsze. Sytuacja jest o tyle nieciekawa, iż porozumienie zeszłoroczne podpisane w lipcu zeszłego roku pomiędzy "S", a pracodawcą nie zostało zrealizowane do dnia dzisiejszego. Pracodawca deklaruje wypłacenie zapisanej w umowie kwoty 100 zł brutto lecz potrzebne jest porozumienie związkowe. Nasz związek uważa, iż strona porozumienia tzn. Związek "S" powinien przedstawić propozycję takiego porozumienia. I owszem zaproponowano, aby wszyscy dostali po równo tzn. 38 groszy do stawki od 01.04.2009 oraz 300zł nagrody, jest tylko jeden problem: IV i V grupa zaszeregowania nie miałaby możliwości podniesienia górnych stawek wynagrodzenia. W praktyce oznacza to, iż prowadzący pojazdy (inni pracownicy zaszeregowani w IV i V grupie również), nie dostaliby z tytułu przeszeregowań podwyżek w najwyższej stawce. My na to się zgodzić nie chcemy.
Zaproponowaliśmy do każdej stawki prowadzącego wzrost równy po 40 groszy. Niestety nasza propozycja nie została dobrze odebrana i nadal ( przynajmniej do dnia pisania tego artykułu) nie ma wspólnej zgody na to, aby wszystkie stawki prowadzących były traktowane równo, przy tak małych pieniądzach. Koledzy z "S" w swoim biuletynie "Między przystankami" obwiniają o pasywność inne związki, a z siebie robią bojowników o prawa pracownicze lecz tak naprawdę, za ten stan rzeczy powinni winić tylko siebie, gdyż nie potrafią sami do końca zamknąć swojej sprawy. Nie odzywamy się i próbujemy nie reagować na zaczepki i ciągłe próby zwalania na nas winy za wszystkie grzechy świata lecz w ostatnim czasie zaczepki i próby konfrontacji nasiliły się ze strony kolegów z "S" w naszym kierunku i w kierunku innych związków, dlatego chęć poinformowania pracowników o stanie rzeczy i proszę nie odbierać tego jako próbę konfrontacji, bo taką nie jest i nie będzie.
Inną rzeczą jest sprawa konkretnych podwyżek za ten rok. Fakt jest taki, że w budżecie naszej Spółki za 2009 rok nie było zaplanowanych podwyżek dla pracowników i Rada Nadzorcza naszej firmy jednogłośnie przyjęła plan budżetu na ten rok. Oznacza to, że przedstawiciele pracowników w Radzie Nadzorczej zgodzili się w głosowaniu na to, aby w budżecie nie było zaplanowanych pieniędzy na podwyżki. Przypomnijmy: przedstawicielami pracowników w radzie nadzorczej MPK Łódź sp z o. o. jest dwóch przedstawicieli Związku Zawodowego "S" w tym jeden bardzo mocno krzyczący i opowiadający różne ciekawe historie, działacz z A-1. Chyba koledzy z "S" zapomnieli o tym fakcie, albo wolą tą niewygodna sytuację przemilczeć ukierunkowując zainteresowanych pracowników w inną stronę, aby odwrócić uwagę od spraw dla nich nieprzyjemnych.
Sprawą następną jest fakt powtarzający się z zeszłego roku. Komisja "S" podjęła decyzję o sporze zbiorowym zanim zakończyły się negocjacje. Nie jest to sprawa, która pomaga w negocjacjach, tym bardziej, że "S" próbując wymóc na innych Związkach decyzje zadawalające tylko ich. I jak w latach poprzednich "S" wstępuje w spór zbiorowy jako pierwszy próbując tym udowodnić pracownikom jak to walczą o ich interesy bez względu na efekt końcowy, korzystny czy też nie. Pracodawca określił, iż w tym roku nie stać go na podwyżki wyższe niż to zapisane w porozumieniu z lipca ubiegłego roku. Powodów podaje kilka, pewnie jeszcze kilka jest ukrytych. Fakty podane są takie, iż przedsiębiorstwo zakończyło zeszły rok w dziale eksploatacji z dużym bilansem ujemnym oraz to, iż w tym roku czeka przedsiębiorstwo najprawdopodobniej przetarg na usługi komunikacyjne, gdyż kończy się umowa z miastem w grudniu tegoż roku.
Do tej pory firma nasza wykonywała usługi w całości, w tym roku może zostać przetarg rozłożony nawet na pięć paneli: w tym trzy na przewozy autobusowe i jeden na przewozy tramwajowe. Czy jest to dobre. Patrząc z różnych punktów widzenia jeśli wygramy to mamy w mieście zapewnienie usługi na kilka lat dla autobusów (najprawdopodobniej 8) i kilkanaście na tramwaje (najprawdopodobniej 15). Jeśli wygramy to za jaką cenę wozokilometra. Jeśli wygramy to na jakie usługi itd. Itp. Pytań jest wiele bez odpowiedzi konkretnych na dzień dzisiejszy. A jeśli przegramy, o czym nie daj Boże nawet nie chcę myśleć - to co dalej. Nie chcemy się nawet w tą myśl zagłębiać, gdyż mając kontakt poprzez Federację z wieloma miastami w Polsce wiemy, ze wygląda to nieciekawie, a w niektórych miastach bardzo źle. Więc dlatego powinniśmy dokładnie przemyśleć każdy ruch i zastanowić się nad tym co robimy Artykuł ten niech posłuży jako wyjaśnienie do artykułów z biuletynu "Między przystankami", który obciąża winą wszystkie inne Związki niż "S". Swoje wyjaśnienie w formie ogłoszenia napisali koledzy ze Związku Zawodowego Pracowników Komunikacji Miejskiej w Łodzi my to czynimy niniejszym.
Kontrole na krańcówkach
Informujemy, iż doszły nas słuchy o wzmożonych kontrolach prowadzących autobusy i tramwaje robione zwłaszcza na krańcówkach przez dyspozytorów Sekcji Nadzoru Ruchu oraz Zarząd Dróg i Transportu. Wynikiem tego jest już kilka raportów karnych za palenie tytoniu w kabinie, przyśpieszenia itp. Przypominamy, iż bez względu na to, czy prowadzący wykonuje usługę poprzez Związek czy też pracuje z MPK obowiązują go takie same przepisy dotyczące palenia tytoniu, punktualności na linii, ubioru itp. Dlatego informacja ta ma charakter ostrzegawczy abyśmy nie zostali niemile zaskoczeni.
Uwaga na "radary" cd.
W poprzednim numerze "Związkowej Osy" pisaliśmy o tym, w jaki sposób dyspozytor Sekcji Nadzoru ruchu mierzy pomiar prędkości tramwaju. Po próbie naszego wyjaśnienia okazuje się, iż kierownik Sekcji Nadzoru Ruchu twierdzi z całą stanowczością, iż dyspozytor nie złamał przepisów. Wyjaśnienia są dość dziwne i śmieszne i może 6-latka by zadowoliły, ale nie dorosłego człowieka.
Przypomnijmy: Dyspozytor Nadzoru Ruchu jadąc podobno równo z tramwajem "wyłapał" mu prędkość mierząc na szybkościomierzu w swoim samochodzie służbowym 70 km/h, a wjeżdżając na Rondzie Lotników Lwowskich na zwrotnicę 30km/h. Tak napisał przynajmniej w raporcie. W rozmowie z jednym z naszych przewodniczących Zakładowej Organizacji Związkowej dyspozytor twierdzi, że było to nawet 80km/h. Ciekawe stwierdzenie, gdyż tramwaj już przy tej prędkości zacząłby "odfruwać", zwłaszcza na naszych torowiskach. Ale pomińmy to. Wobec powyższego, stwierdziliśmy, iż dyspozytor złamał również przepisy, gdyż dozwolona prędkość na Aleja Politechniki wynosi 50km/h, a w nocy kiedy był dokonywany "pomiar" 60km/h.
Otóż wyjaśnienie kierownika Sekcji Nadzoru Ruchu brzmią: "pan dyspozytor mierzył prędkość na odcinku od Mickiewicza do Radwańskiej". W jaki sposób to zrobił jest ciekawe, chyba musieli wystartować równo od Mickiewicza, gdyż nie sposób wytłumaczyć tego inaczej. Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, iż tak jak twierdzi nadzór Ruchu pomiar był robiony na odcinku Aleja Politechniki od Mickiewicza do Radwańskiej, a motorniczy został dopiero zatrzymany przystanek za Rondem Lotników Lwowskich na Pabianickiej. Dyspozytor Nadzoru ruchu nie był w stanie dogonić osobowym samochodem służbowym tramwaju, który jechał punktualnie i zatrzymywał się na wszystkich przystankach. Mało tego, dyspozytor nadzoru Ruchu był tak zdesperowany tym kilkukilometrowym pościgiem za tramwajem, ze nie był w stanie nawet wezwać motorniczego przez radiotelefon do zatrzymania się na którymś z przystanków i poczekania na niego. Rzecz ciekawa i niesłychana. Ja po prostu myślę, że dyspozytor albo uskutecznił sobie niedozwolone wyścigi po ulicy, albo "mierzył" prędkość nie w tym miejscu, w którym twierdzi, co jest jednoznaczne z łamaniem przez niego przepisów albo napisał w raporcie nieprawdę. Wszystkie trzy tezy są dla niego negatywne i kierownictwo nie powinno obstawać przy teoriach bajkowych wyssanych przez dyspozytora z palca, lecz spojrzeć na zagadnienie realnie.
My oczywiście negujemy i nie popieramy wyścigów tramwajami jeśli takowe były, gdyż jest to sprzęt do przewożenia ludzi i trzeba to robić bezpiecznie, ale nie popieramy również metod stosowanych przez dyspozytorów Nadzoru Ruchu, tym bardziej, że dochodzą nas słuchy jakoby dyspozytorzy ostatnio zatrzymywali punktualnie zjeżdżające pojazdy do zajezdni w celu "spisania prawidłowości zjazdu" co powoduje, iż prowadzący ten pojazd niejednokrotnie nie zdąży na autobus nocny. Złośliwość czy nadgorliwość? Nie będę dalej komentował, ale wygląda na to, że nadzór ruchu jest wyjęty spod prawa, przynajmniej częściowo. Kierownikom życzę, aby bardziej przyglądali się raportom z tej sekcji, a nie karali beznamiętnie prowadzących, gdyż również tym postępowaniem wydają o sobie świadectwo pozytywne lub nie.
|